Niech się radują kości, które skruszyłeś

Łamanie schematów.

To boli. Tak bardzo przywiązana jestem do tego, co znane. Do konkretnego sposobu reagowania, do omijania ‘niewłaściwych’ miejsc i ludzi, do mechanicznego powtarzania mozolnie wypracowanych odpowiedzi na niewygodne pytania. Mnóstwo we mnie zastanych stawów, które ograniczają Życie. Nie chcę ich rozruszać, bo wiem, że wysiłek będzie się wiązał z trudem i zmianą. Nauczyłam się żyć w skrępowaniu.  To nawet wygodne i bezpieczne – dobrze oswojone.

Ryzyko miłości.

Bóg zaprasza do ryzyka. Do Miłości. Pęka skostnienie serca. Jęczę, bo mi niewygodnie. Narzekam, bo naginają się moje przyzwyczajenia. Chcę udowodnić, że  znam siebie lepiej, i że nie jestem zdolna do zmiany, że to za dużo. A Bóg mówi – nie bój się. Chce okazać Swoje Miłosierdzie. Daje mi nowe serce. Serce, które czuje. Które zna radość, miłość i pokój, ale doświadcza zranień, niepewności czy zdenerwowania. Serce Żywe.

Miłosierdzie.

Bardzo nie lubiłam tego słowa. Kojarzyło mi się z uległością i słabością. Dobre dla starszych przyjaciółek św. siostry Faustyny, ale nie dla mnie. Miłosierdzie, którego zupełnie nie rozumiałam.  Aż do chwili, gdy w najmniej oczekiwanym miejscu Bóg okazał mi Swoją Życzliwość i Troskę.

„Niech się radują kości, któreś skruszył!” /Ps 51, 10/

Nie chodziłam do klubów. Nie dlatego, że nie lubiłam tańczyć. Nie chodziłam, bo czułam się nieswojo. Skrępowana. Obserwowana. Oceniana. Jak rzecz. Zagrożona. Znajomi chodzili, zapraszali. Znalazłam dobre wymówki, że to nie mój styl, że nie przepadam za taką muzyką, że może następnym razem. Uciekałam. Z czasem przywykłam do tego stanu. Przecież nie będę bawić się przy disco skoro słucham głównie bluesa i jazzu. Starannie hodowałam poczucie wyższości.

Wymówki okazały się nieskuteczne przy spotkaniu z grupą z duszpasterstwa. Jak to możliwe, że ludzie, którzy wierzą, cenią kulturę i sztukę, potrafią bawić przy klubowych rytmach, odnajdując w tym autentyczną radość? Coś we mnie zaczęło pękać. A może by jednak spróbować? Poszłam raz. – ściana. Poszłam drugi – bez przełomu. Coraz bardziej utwierdzałam się w poczuciu, że imprezy to nie moja bajka, a ja się na nie po prostu nie nadaję. Pojawiła się niewygodna rysa na sercu – tęsknota za radością i tańcem.

„Zamieniłeś w taniec mój żałobny lament,

wór zdjąłeś ze mnie, obdarzyłeś radością.

Aby wciąż moje serce Tobie psalm śpiewało.

 Boże mój i Panie, będę Cię sławił na wieki.” /Ps 30, 12-13/

Był to czas, kiedy zaczęłam się modlić o wolność. Taką w codzienności, do wyborów i relacji. Nie pomyślałabym wtedy, że można prosić o wolność do zabawy. Odpowiedź przyszła. W miejscu, od którego uciekałam. Bóg przez taniec okazał troskę i życzliwość. W chwili, której się nie spodziewałam przełamał skrępowanie i wypełnił radością. Zdjął z moich ramion ciężar ‘niepasującego puzzla’. Zwykły taniec stał się tańcem wdzięczności, za nogi, oczy, uszy – podziękowaniem za to wszystko, co wydaje mi się zwyczajne. W tańcu otrzymałam wolność, która zaczęła promieniować i ożywiać inne ‘skostnienia’. Zniknął strach, a pojawiła się ufność i pewność, że Jego Miłosierdzie jest realne.

Gdziekolwiek dotyka nas skrępowanie, możemy prosić o wolność. Nawet, jeśli wydaje nam się, że to zbyt błahe i nie warte uwagi. ‘Każdy z nas został powołany do wolności i ‘ku wolności wyswobodził nas Chrystus’ /Ga 5, 1/. Mogę doświadczać Bożego Miłosierdzia codziennie, w każdym przełamaniu. Wszędzie tam, gdzie sama nie dam rady. On Jest.

 

‘Błogosławiony Pan, który nas nie wydał na pastwę ich zębom.

Dusza nasza jak ptak się wyrwała z sidła ptaszników,

sidło się porwało, a my jesteśmy wolni’ /Ps 124, 6-7/

4 uwagi do wpisu “Niech się radują kości, które skruszyłeś

Dodaj komentarz