W czasie tegorocznej pielgrzymki na Jasną Górę, gdy każdego dnia podążaliśmy za spotkaniami Chrystusa po Zmartwychwstaniu, bardzo dotknęło mnie to, co przeżyli uczniowie idący do Emaus.
Tego samego dnia dwaj z nich byli w drodze do wsi, zwanej Emaus, oddalonej sześćdziesiąt stadiów od Jerozolimy. Rozmawiali oni z sobą o tym wszystkim, co się wydarzyło.Gdy tak rozmawiali i rozprawiali z sobą, sam Jezus przybliżył się i szedł z nimi. Lecz oczy ich były niejako na uwięzi, tak że Go nie poznali. /Łk 24, 13-16/
Początkowa postawa uczniów, przywołuje we mnie obraz rozmowy ze znajomymi. Gdy ktoś z nich zapyta o Kościół, mogę z pamięci wyrecytować formułkę o Dobrym i Kochającym Bogu, którego powinniśmy (sic!) spotykać w Słowie i drugim człowieku. Niby proste. Ale takie wymuszone – nie autentyczne. Zasłyszane, a nie przeżyte.
Mogę iść obok Jezusa, “rozprawiać” o Jego sprawach, angażować się w życie Kościoła, troszczyć się o wiarę i wspólnotę i zapomnieć o pierwszym wezwaniu do spotkania i relacji z Chrystusem. Jestem jak oni. Często krótkowzroczna. Mam oczy na uwięzi. Rozmawiam o Chrystusie, zabiegam o Jego sprawy, nie widząc Go.
A myśmy się spodziewali, że On właśnie miał wyzwolić Izraela. Tak, a po tym wszystkim dziś już trzeci dzień, jak się to stało. Nadto jeszcze niektóre z naszych kobiet przeraziły nas: były rano u grobu, a nie znalazłszy Jego ciała, wróciły i opowiedziały, że miały widzenie aniołów, którzy zapewniają, iż On żyje. Poszli niektórzy z naszych do grobu i zastali wszystko tak, jak kobiety opowiadały, ale Jego nie widzieli». /Łk 24, 21-24/
Czasem, tak jak uczniowie, mam w sobie wiele nadziei i oczekiwań. Spodziewam się, że On w konkretny sposób zareaguje, objawi się w moim życiu, w tych miejscach, które najbardziej mi doskwierają. Widuję przecież ludzi, którzy Go spotkali, którzy doświadczyli zmartwychwstania, którym On przemienił życie. Tak bardzo pragnę, a jednocześnie boję się, że mogłabym Go nie rozpoznać i przeoczyć ten moment, w którym Pan przyjdzie jako Ten, który wyzwala! Jak uczniowie, boję się, że nie będzie mnie tam, gdzie dokonało się zmartwychwstanie. Jak oni, mam słabą wiarę, nie mogę zatrzymać się na czyjejś “relacji” spotkania. Chcę Go doświadczyć osobiście.
Tak przybliżyli się do wsi, do której zdążali, a On okazywał, jakoby miał iść dalej. Lecz przymusili Go, mówiąc: «Zostań z nami, gdyż ma się ku wieczorowi i dzień się już nachylił». Wszedł więc, aby zostać z nimi. Gdy zajął z nimi miejsce u stołu, wziął chleb, odmówił błogosławieństwo, połamał go i dawał im. Wtedy oczy im się otworzyły i poznali Go, lecz On zniknął im z oczu. /Łk 24, 28-31/
Spotkanie uczniów z Chrystusem budzi we mnie pewną nadzieję. Jeśli Ci, którzy znali Jezusa w jego cielesnej postaci przez tyle lat, w tak ważnym momencie nie poznali Go, nie muszę obwiniać siebie za każdą sytuację, w której nie dostrzegam Jego oblicza. Trudno rozpoznać kogoś, jeśli nigdy Go nie widziałam. W momencie spotkania→ podczas Eucharystii, na Adoracji, czy w czasie rozważania Słowa – mogę z ufnością prosić Boga, by dotykał moich oczu, by rozpalał serce pragnieniem poznania Jego Syna. Nie muszę się bać, że to spotkanie mnie ominie. Skoro Chrystus zatrzymał się, by pobłogosławić uczniom w codzienności i tak się im objawić, nie omija także i mnie. Gdy doświadczam Dobra, nie mam wątpliwości, że to On, bo w Nim jest źródło wszelkiego błogosławieństwa.
To Słowo o spotkaniu, jeszcze szczególniej brzmi dla mnie w roku posłania, gdzie Chrystus ustami Kościoła po raz kolejny mówi: Idźcie i Głoście (Mk 16,15)! Nie zatrzymujcie Mnie! Nieście Dobrą Nowinę, głoście na dachach (Mt 10,27), posyłam Was (Mt 10, 16)!
Zaczynając przygodę zaufania w ewangelizacji, coraz częściej dostrzegam jak ważne jest spotkanie Boga, który JEST, który ŻYJE i realnie działa w moim życiu. Gdy chcę głosić Chrystusa – chcę się z Nim spotykać. Inaczej, będę mogła tylko o Nim opowiedzieć, przytoczyć to, co gdzieś zasłyszałam, przeczytałam – lecz to nie będzie prawdziwe. Nie będzie świadectwem, bo sama z siebie nie mam takiej mocy, by uczynić rozmowę głoszeniem. Potrzebuję doświadczenia Jego Miłości w nieustannym spotkaniu w Eucharystii i Słowie. Potrzebuję uwierzyć, że On posyła Swojego Ducha, każdego dnia od nowa.