Do czego wykorzystam moje ręce? Aby dawać życie, czy przynosić śmierć?
Dzisiaj chcę trochę wrócić do czasu Triduum Paschalnego, a konkretnie do Liturgii Wieczerzy Pańskiej i jednego doświadczenia, które było w tym roku dla mnie bardzo ważne. Od kilku lat te dni przeżywam zawsze u poznańskich dominikanów, włączając się w przygotowanie Liturgii jako ministrant. W tym roku, oprócz różnych „standardowych” funkcji, jeden z ojców poprosił mnie o pomoc przy rozdawaniu Komunii Świętej – miałem trzymać puszkę z konsekrowanymi komunikantami, żeby kapłan mógł je z niej wyjmować i, zamoczywszy w Krwi Chrystusa, podawać wiernym.
Nie chcę tutaj toczyć sporów o to, czy powinienem był to zrobić, skoro nie otrzymałem posługi akolitatu ani nie jestem nadzwyczajnym szafarzem Komunii Świętej… Chcę napisać o tym, co Bóg mi przez to doświadczenie pokazał. A było to dla mnie w jakiś sposób naprawdę wstrząsające – spojrzeć na swoje ręce i zobaczyć w nich puszkę wypełnioną Najświętszym Sakramentem. Chrystus powierzył mi Siebie w moje ręce. Chciał je wykorzystać, aby dotrzeć do setek osób, które przyjęły Go tego wieczoru. Im dłużej trzymałem Go w swych dłoniach, tym bardziej przypominałem sobie jak często nie służyły one Jemu, jak często tymi samymi dłońmi czyniłem konkretne zło, krzywdziłem bliźniego, czy też cofałem je, gdy mogłem uczynić coś dobrego… A teraz w tych dłoniach trzymam samego Boga. Przepaść między grzechami, które uczyniłem mymi dłońmi, a tym, że trzymam w nich Tego, który nie znał grzechu była, i wciąż jest, dla mnie porażająca.
Kiedy wracałem potem podczas modlitwy w Ciemnicy do tego momentu, przyszły mi do głowy dwa fragmenty biblijne, które jakoś pozwoliły mi lepiej zrozumieć to doświadczenie.
Pierwszy z nich to ten, gdy Jezus mówi, że „Królestwo Boże jest pośród Was” (Łk 17, 21). Słyszałem kiedyś, że można to tłumaczyć jako „jest w waszych rękach”. Przez chrzest stałem się dziedzicem Królestwa Bożego – wszystkie jego dary zostały złożone w moje ręce. Tak jak talenty, które król przekazał swoim sługom (Łk 19, 11-28) – mogę je pomnożyć, przekazać innym, ale mogę je też zakopać albo nawet sprzeniewierzyć. Z tym wiąże się drugi fragment, tym razem ze Starego Testamentu: „Kładę przed wami życie i śmierć, błogosławieństwo i przekleństwo. Wybierajcie więc życie, abyście żyli wy i wasze potomstwo” (Pwt 30, 19). W każdym momencie mogę (i muszę!) dokonywać wyborów – do czego wykorzystam moje ręce? Aby dawać życie, czy przynosić śmierć?
Pamięć tego doświadczenia z Wielkiego Czwartku ożywia mnie do wybierania dobra. Bardzo chciałbym, abym umiał do tego momentu wracać w chwilach zmagania i pokusy – przypominać sobie Boga, którego trzymałem w swoich dłoniach. Boga, który w pełni mi zaufał – „wydał się w moje ręce” (por. Łk 9, 44). Proszę Go, bym Jego zaufania nie zawodził. Bym moimi rękoma przynosił Życie, a nie śmierć.