Jest coś więcej niż Kadarka

„Każdy człowiek stawia najpierw dobre wino, a gdy się napiją, wówczas gorsze. Ty zachowałeś dobre wino aż do tej pory.” (J 2, 10) – tak starosta na weselu w Kanie Galilejskiej komentuje zaistniałą sytuację, pewnie nawet nieświadomy cudu, który nastąpił. Po prostu z pochwałą, ale też pewnym zdziwieniem, odnosi się do Pana Młodego, doceniając to, że w miarę upływu czasu nie zabrakło dobrej jakości trunku.


Zatrzymała mnie ta jego wypowiedź, gdy spojrzałem na nią w nieco szerszym kontekście – innych wesel, na których ten człowiek był starostą albo po prostu jednym z gości. A, skoro powierzono mu tak zaszczytną i ważną funkcję, to pewnie na weselu był nie raz i niejedno widział. I jakie jest jego doświadczenie? – że zazwyczaj dobre wino kończy się szybko, a potem Młodzi częstują gości (którym i tak już nie robi to większej różnicy) winem gorszej jakości. Z jego słów pobrzmiewa dla mnie przyzwyczajenie do takiego stanu rzeczy – tak już jest. I tym większe jego zdziwienie, że to wesele okazało się inne. A stało się takim dzięki obecności Chrystusa, o czym starosta weselny pewnie nawet nie wiedział.

Takie myślenie, że z czasem wszystko się psuje i traci na jakości wydaje mi się dosyć szeroko rozpowszechnione. Czy nie patrzymy na gorliwość nowych pracowników, mając z tyłu głowy, że „za miesiąc im się odechce i będą tacy jak reszta zespołu”? Jak często z pewnym żalem (pełnym jednak biernej akceptacji) konstatujemy, że nasz mąż/ żona „już się tak nie stara, jak na początku”? – to już nie ta kreatywność przy wymyślaniu randek i codziennych drobnych sposobów na okazanie miłości, to już nie ta ofiarność w relacji… Ale godzimy się z tym. Akceptujemy to, że po dwóch kieliszkach dobrego rocznika Bordeaux musimy do końca imprezy zadowolić się różowym Carlo Rossi (dobrze, jeśli chociaż jest schłodzone…). A Jezus przychodzi i przypomina nam obietnicę Jego Ojca, o której mówi Izajasz (25, 6) – „Pan Zastępów przygotuje dla wszystkich ludów na tej górze ucztę z tłustego mięsa, ucztę z wybornych win, z najpożywniejszego mięsa, z najwyborniejszych win”.

Bóg chce, aby nasze życie było spełnione od początku do końca. I nie chodzi oczywiście o powodzenie materialne, czy społeczne, ale o objawianie się Jego Królestwa w naszej codzienności – o życie pełnią naszego powołania do świętości i bliskiej relacji z Nim, niezależnie od tego, czy realizujemy to w małżeństwie, zakonie, pracy zawodowej czy gdziekolwiek indziej. On jednak wie, że nam samym o własnych siłach jest o to ciężko – doświadczył tego wiele razy w relacji z ludem, który sobie wybrał, Izraelem – „Im bardziej ich wzywałem, tym dalej odchodzili ode mnie […]. A przecież JA uczyłem chodzić Efraima, na swoje ramiona ich brałem; oni zaś nie rozumieli, że troszczyłem się o nich” (Oz 11, 2ab.3). Wie, że i my jesteśmy na to narażeni („Mój lud jest skłonny odpaść ode mnie” (Oz 11, 7ab), dlatego przychodzi i daje nam Siebie jako pokarm, abyśmy stawali się coraz bardziej tacy jak On. Przychodzi ze swoją Obecnością, tak jak na wesele w Kanie Galilejskiej, by powiedzieć nam, że On „jest z nami przez wszystkie dni, aż do skończenia świata” (Mt 28, 20b) – nie po to, by biernie patrzeć jak jego owce linieją i marnieją z głodu, ale by „dać im życie w obfitości” (J 10, 10)

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s